czwartek, 5 marca 2015

Rozdział 15

*Dawid*

To co zobaczyłem po wyjściu z McDonalda zmroziło mi krew w żyłach. Amelia stała na środku drogi, a w jej stronę jechał rozpędzony samochód. To było pewne, że pojazd nie zdąży zahamować na czas. Zacząłem biec w jej stronę, a wszystko co miałem w rękach upadło na ziemię zamieniając się w bezkształtną papkę.
- Amelia! - krzyknąłem popychając przypadkowych przechodniów, aby jak najszybciej dostać się do dziewczyny. Szatynka odwróciła się i z przerażeniem spojrzała na samochód. W ostatniej chwili odepchnąłem ją na bok. Kiedy samochód uderzył w moje ciało poczułem niewyobrażalny ból i z jękiem upadłem na ziemię. Przed uchylone powieki zobaczyłem jeszcze nieznajomych ludzi pochylających się nade mną po czym mój umysł zalała ciemność. 


*Amelia*

Co się stało? W jednej chwili stałam na środku ulicy, a teraz leżałam n twardej ziemi. Podniosłam się na łokciach i spojrzałam na miejsce, w którym przed chwilą stałam. Ujrzałam tam Dawida leżącego w kałuży krwi. Siedziałam sparaliżowana wpatrując się w jego ciało jak zahipnotyzowana. Po chwili otrząsnęłam się i podbiegłam do bruneta. Padłam na kolana obok jego nieruchomego ciała i zaczęłam delikatnie szarpać go za rękę.
- Dawid, Dawid - powtarzałam jak w transie. Po moich policzkach zaczęły spływać słone łzy. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to co się stało. Nagle usłyszałam przeraźliwy ryk syren. Pewnie któryś z przechodniów wezwał pogotowie. Poczułam jak ktoś obejmuje mnie w pasie i odciąga od chłopaka.
- Nie, Dawid! - krzyknęłam próbując się uwolnić z uścisku. Zaczęłam jeszcze bardziej szlochać. Usłyszałam męski głos przemawiający do mnie po angielsku. Po chwili zrozumiałam, że mężczyzna każe mi się uspokoić. Przestałam się szarpać, ale moim ciałem wciąż wstrząsał szloch kiedy patrzyłam na Dawida ułożonego przez ratowników na noszach. Po chwili kilku z nich podeszło do mnie. Nim się obejrzałam siedziałam na noszach z kołnierzem na szyi. Po chwili ruszyliśmy na sygnale w stronę szpitala. Pierwsza fala szoku już minęła. Nie krzyczałam, nie płakałam, nie szarpałam się. Siedziałam prosto i wpatrywałam się tępo w niewidzialny punkt przed sobą. Nie byłam w stanie zebrać myśli. I na tym polegał cały problem, za dużo myślałam. Gdybym była bardziej uważna i nie wlazła na tą drogę teraz siedziałabym z Dawidem w studiu nagraniowym.
Moje rozmyślania przerwali ratownicy wynoszący mnie z karetki. Po chwili leżałam na łóżku w jednej ze szpitalnych sal otoczona przez zgraję lekarzy i pielęgniarek. Czemu oni tu są? Czemu zajmują się mną, a nie umierającym Dawidem? Przecież mnie nic nie jest. Po chwili chyba lekarze doszli do tego samego wniosku, bo nagle koło mojego łóżka zrobiło się prawie pusto. Jedne z lekarzy zaczął coś do mnie mówić, a ja wpatrywałam się w niego tępym wzrokiem. Mężczyzna widząc mój stan powtórzył wolno swoją wypowiedź. Skupiłam się, żeby go zrozumieć. Mówił, że nie mam żadnych poważniejszych ran poza paroma siniakami. Ale zrobią mi jeszcze parę badań, żeby zobaczyć czy nie doszło do żadnych obrażeń wewnętrznych. Obrażeń wewnętrznych? Przecież ja tylko upadłam. Gdyby nie Dawid... Dawid! Chciałam jak najszybciej dowiedzieć się co z nim. Już chciałam wstawać kiedy usłyszałam znajomy dzwonek mojego telefonu. Ze zdziwieniem zauważyłam, że wciąż znajduje się on w mojej kieszeni. Szybko go wyciągnęłam i przyłożyłam do ucha.
- Halo - powiedziałam drżącym głosem/
- Cześć Ami. Coś się stało? - Usłyszałam zaniepokojony głos Saszan. Otworzyłam usta chcąc jej odpowiedzieć, ale poczułam w gardle wielką gulę i nie byłam w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Zamiast tego zaczęłam płakać.
- Jezus, Amelia co się stało? Spokojnie, uspokój się błagam. Powiedz mi wszystko na spokojnie. Ami - mówiła Saszan. Po paru minutach udało mi się trochę uspokoić. Odetchnęłam głęboko i zaczęłam jej wszystko po kolei opowiadać. Co jakiś czas przerywałam, aby powstrzymać się od szlochu. Kiedy skończyłam powiedziała, że postara się jak najszybciej przylecieć do Londynu i się rozłączyła. Gdy odłożyłam telefon wrócił lekarz i zaczęło się. Ciągali mnie na najróżniejsze badania, aby się upewnić, że na pewno nic mi nie jest. Miałam wrażenie, że zwiedziłam już wszystkie sale tego szpitala poza jedną. Wciąż nie wiedziałam co się dzieje z Dawidem. Kiedy wreszcie wróciłam do sali, w której byłam na początku wyjrzałam przez okno. Słońce zbliżało się już ku ziemi. Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy. Miałam już kompletnie dosyć tego dnia. Chciałam, żeby okazało się, że to tylko sen. Obudzę się i pójdę razem z Dawidem do studia, aby jako pierwsza posłuchać nowych piosenek na płytę. Ale to nie był sen. A Dawid walczył o życie z mojej winy. Dlaczego żaden z lekarzy nie chce mi powiedzieć co mu jest?
Nagle usłyszałam dziewczęcy śmiech. Była to duża odmiana od szpitalnej ciszy przerywanej od czasu do czasu jękami rannych. Otworzyłam oczy i zobaczyłam dziewczynę leżącą na łóżku obok. Nie tylko to, że się śmiała, ale i cała jej osoba wyróżniała się w tym ponurym miejscu. Miała niebieskie, proste włosy za ramiona i mocny makijaż. Oczy podkreślone czarną kredką oraz krwisto czerwoną szminkę na ustach. Spod skórzanej kurtki wystawała pomarańczowa bluzka gdzie nie gdzie poplamiona krwią. Na rękach miała niezliczoną ilość srebrnych bransoletek. Dżinsy były całe podziurawione, a prawa nogawka całkowicie podarta. Odsłaniała dużą ranę na nodze. 
- Cześć - powiedziała zauważając, że na nią patrzę. - Jestem Majka. 
- Majka? Jesteś Polką? - zapytałam trochę się ożywiając. 
- Tak, a ty? - spytała sprawdzając coś na telefonie.
- Też. Mam na imię Amelia.
- Fajnie - powiedziała niewzruszona. 
- Co ci się stało? - zapytałam wskazując na jej nogę.
- To -powiedziała także na nią zerkając. - A nic. Mały wypadek na skuterze. 
Odgarnęła włosy za ucho, a ja zauważyłam, że całą małżowinę ma ozdobioną kolczykami
- Przykro mi z powodu twojego chłopaka - powiedziała patrząc na mnie współczująco.
- Chłopaka? - powiedziałam otwierając szeroko oczy.
- No tak. Wydawało mi się, że jesteście razem. Widziałam ten wypadek. Bardzo dramatycznie zareagowałaś. 
- To wcale nie jest mój chłopak. My się tylko przyjaźnimy - zaprzeczyłam szybko.
- Na pewno - powiedziała Majka bez przekonania. Chciałam jej coś powiedzieć, ale w tej chwili lekarze zabrali ją, aby zbadać jej nogę. Położyłam się na plecach i spojrzałam na sufit myśląc zawzięcie o tym co powiedziała dziewczyna. Czy ja czuję coś do Dawida? Nie, na pewno nie. Wcale nie uważam, ze zareagowałam tak jakbym była jego dziewczyna. Jesteśmy przyjaciółmi, więc to chyba normalne, że się o niego martwię. Przecież to, ze tak emocjonalnie zareagowałam nie znaczy wcale, ze go kocham. A może...
Moje przemyślenia przerwało wejście osób, których najmniej bym się tu spodziewała. 
- Mama? Saszan? Co wy tu robicie? - zapytałam podpierając się na łokciach.
- Przecież powiedziałam ci, że przyjadę najszybciej jak się da - powiedziała czerwonowłosa siadając na krześle obok mojego łóżka.
- Jak się czujesz słońce? - zapytała mama siadając po mojej drugiej stronie.
- Dobrze, nic mi nie jest. A co z Dawidem? - Miałam nadzieję, ze mama odpowie mi na nurtujące mnie od paru godzin pytanie. 
- Niestety nie wiem skarbie - powiedziała ze smutkiem.
- Jego rodzice rozmawiają z lekarzem. Pewnie niedługo się wszystkiego dowiemy - wyjaśniła Saszan.
- Jego rodzice są tu? W szpitalu? O nie. Jak ja im spojrzę w oczy? Przecież przeze mnie Dawid tu jest? Co ja im powiem? "Przepraszam za to, że przeze mnie państwa syn leży w szpitalu w stanie krytycznym?" - Zaczęłam panikować i znów zaczęłam płakać. Mama przytuliła mnie i zaczęła mnie pocieszać mówiąc, ze to nie moja wina.
- Chcę go zobaczyć - powiedziałam zdecydowanie po paru minutach. Wstałam z łóżka nie zważając na protesty mamy i Saszan i wyszłam z sali. Zapytałam się pielęgniarki czy wie, w której sali leży Dawid i wskazała mi ostatnie drzwi na prawo. Ruszyłam w tamtą stronę na miękkich nogach. Byłam pewna, że będą tam rodzice Dawida. Kiedy znalazłam już salę wyjrzałam przez okno w ścianie. Miałam rację, byli tam. Odetchnęłam głęboko i weszłam niepewnie do środka ze spuszczoną głową. Zanim jeszcze podeszłam do łóżka usłyszałam nieprzyjemny ciągły dźwięk. Lekarz wbiegł do sali przewracając mnie. Pielęgniarki wyprowadziły z sali mnie oraz rodziców Dawida. Nie wiedziałam co się dzieje. Nagle zrobiło się straszne zamieszanie. Z tej całej plątaniny słów usłyszałam jak jeden z lekarzy krzyczy "Zatrzymanie akcji serca"...


_______________________________

Witajcie czytelnicy. Oto i jest następny rozdział. Jest on... 15. WOW. Taka była moja reakcja jak się skapnęłam, który to już. Nieźle, nieźle, a będzie lepiej. Z Sandrą mamy zamiar się rozwijać i trochę czasu minie nim ten blog zakończy swoją działalność. Przynajmniej mam taką nadzieję, bo kto wie co dla nas los zaplanuje. A na chwilę obecną mam nadzieję, że rozdział się wam podobał. 


2 komentarze:

Obserwatorzy