To ja powinnam być na jego miejscu. Czemu tak się musiało stać? Gdybym była uważniejsza do niczego by nie doszło. Do mojej głowy dochodziły tylko komendy: ,,Załaduj 300J'' ,,Ładowanie'' ,,Odsunąć się'' ,,Defibrylacja''. Widziałam jak lekarz stara się go uratować. Po dwóch minutach do moich uszu dotarły słowa ,,Jest tętno, puls też jest'' ,,Mamy go''. W tym momencie z sali wyszedł lekarz, a zaraz za nim pielęgniarka ze sprzętem reanimacyjnym. Lekarz podszedł do rodziców Dawida. Podbiegłam do nich, żeby lepiej usłyszeć o czym rozmawiają:
- Czy syn ma jakieś problemy z sercem? - zapytał lekarz.
- Ma sztuczną zastawkę. Co z nim? - odpowiedział tata Dawida.
- Podczas zderzenia z samochodem doszło do naładowania elektrycznego zastawki. Przez to doszło do zatrzymania akcji serca. W której komorze znajduje się zastawka?
- Prawej. Powie doktor w końcu co jest Dawidowi?
Wtedy zrozumiałam do czego zmierza ta rozmowa.
- Panie doktorze czy on może mieć tachykardia? - zapytałam.
- A pani jest kim z rodziny?
- N.... - miałam powiedzieć, że niestety nie, lecz przerwał mi tata Dawida.
- Tak Amelia jest jego kuzynką - powiedział lekarzowi.
- Droga Amelio, najbliższe dwadzieścia cztery godziny są najważniejsze. Więcej nie mogę ci powiedzieć, bo jeszcze nic nie wiadomo.
- Tak wiem. Uczyłam się medycyny, lecz z pytań, które pan doktor zadaje wynika, że przypuszcza pan tachykardia mam rację?
- Bardzo mądra z ciebie dziewczyna. Tak przypuszczam, ale to tylko moje domysły.
- Czy można się z nim teraz spotkać? - zapytałam z nadzieją.
- Wiesz, że nie można go teraz przemęczać.
- Obiecuję, że to nie potrwa długo - spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.
- No dobrze, ale tak jak mówiłem nie za długo.
- Dziękuje bardzo panie doktorze, do widzenia.
- Do zobaczenia - powiedział i oddalił się.
- Idź do niego. On cię teraz potrzebuje - usłyszałam głos mamy Dawida.
- A państwo nie chcą iść? To wasz syn.
- Poczekamy, ciebie potrzebuje bardziej.
- Dziękuje, a dlaczego pan przy tym lekarzu skłamał?
- Dawid prosił nas, żebyśmy, jeśli będzie taka potrzeba, powiedzieli, że jesteś z rodziny - wyjaśnił ojciec chłopaka.
- Dlaczego? - Nie rozumiałam.
- Bo mu na tobie zależy. A teraz idź - ponagliła mnie mama bruneta.
- Już idę.
Uległam, w końcu dorosłych trzeba słuchać. Weszłam do sali, a moim oczom ukazały się cztery łóżka. Trzy z nich były wolne, a na ostatnim leżał brunet. Do jego klatki piersiowej były podłączone diody , dzięki którym lekarz mógł na ekg odczytać jego pracę serca. Na twarzy miał maskę tlenową i był przeraźliwie blady. Był przykryty od pasa w dół, a klatka piersiowa była owinięta bandażem, na którym widniały plamy krwi. Znów dopadły mnie wyrzuty sumienia. Poczułam, że w kącikach oczu zbierają mi się łzy. Zacisnęłam zęby i zamrugałam kilka razy nie pozwalając im ścieknąć na policzki. Musiałam być silna.
- Cześć - powiedziałam cicho stając koło łóżka. Dawid odwrócił się w moją stronę, a ja spuściłam głowę. Nie byłam w stanie spojrzeć mu w oczy.
- Cieszę się, że przyszłaś - powiedział słabo, prawie szeptem.
- Usiądziesz? - zapytał wskazując na krzesło obok łóżka. Niepewnie zajęłam miejsce.
- Przepraszam, ja... - przerwałam czując jak głos mi drży. Gdybym powiedziała jeszcze słowo pewnie bym się rozpłakała.
- Nie masz za co Ami. To wszystko co się stało to nie twoja wina - brunet próbował mnie pocieszyć.
- Nieprawda. Gdyby nie moja głupota nie leżałbyś tu teraz. Och, Dawid... - Chłopak spróbował złapać mnie za rękę, ale ja szybko ją zabrałam. Nie byłam w stanie dłużej powstrzymać łez.
- Przepraszam - powiedziałam i wybiegłam z sali. Wyminęłam zdziwionych rodziców Dawida i wpadłam prosto w ramiona Saszan. Spojrzałam na jej twarz i ujrzałam tam zdezorientowanie. Przytuliłam się do niej mocno o zaczęłam szlochać. Czerwonowłosa bez słowa oddała uścisk. Nie zliczę ile razy już dzisiaj płakałam. Byłam wykończona tym dniem. Dziewczyna zaprowadziła mnie do mojej sali, a ja położyłam się na łóżku. Po chwili odpłynęłam do krainy Morfeusza.
Pierwszym co dotarło do mojego mózgu był irytujący dźwięk pikania. Miałem wrażenie, że zaraz rozsadzi mi głowę. Po chwili poczułem przeszywający ból. Promieniował z klatki piersiowej do każdej komórki ciała. Do mojego mózgu przedarł się głos uspokajający głos. Nie byłem w wstanie rozróżnić słów. Starałem się skupić na tym głosie ignorując pikanie. Po chwili byłem już wstanie rozróżnić głos należący do mojej mamy. Skupiłem się ma tym, aby unieść powieki, które były ciężkie jak ołów. Po kilku próbach udało się. Oślepiła mnie biel panująca w pomieszczeniu.
- Skarbie jak się czujesz? - Odwróciłem głowę i zobaczyłem mamę siedzącą na krześle obok łóżka. Co ona tu robiła?
- Cześć mamo. Co to tu robisz? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Jak tylko się dowiedzieliśmy co się stało od razu tu z tatą przyjechaliśmy. Ale nie odpowiedziałeś na moje pytanie - powiedziała patrząc na mnie zmartwionym wzrokiem. Poczułem jak łapie mnie za rękę.
- Wszystko mnie boli - jęknąłem. W tym momencie do sali wszedł tata. Po chwili przypomniałem sobie dlaczego tu jestem.
- Co z Amelią? - zapytałem.
- Nic jej nie jest. Nie martw się - powiedziała uspokajająco mama. Odetchnąłem z ulgą.
- Chcę ją zobaczyć - powiedziałem zdecydowanie.
- Lekarz powiedział, że...
- Chcę ją zobaczyć.
W tej chwili stało się coś dziwnego. Obraz przed oczami zaczął mi się zamazywać, a głosy rodziców słyszałem jak pod wodą. Poczułem narastający ból w klatce piersiowej. Jęknąłem z bólu i zamknąłem oczy. Chciałem, żeby to się skończyło. Po chwilo znów straciłem przytomność.
Kiedy się ocknąłem nikogo przy mnie nie było. Nikogo prócz lekarzy ze sprzętem reanimacyjnym. Na twarzy miałem coś dziwnego. Najprawdopodobniej maskę tlenową, bo czułem dodatkową porcję tlenu wypełniającą moje płuca. Nie rozumiałem co się stało. Zapytałem o to.
- Doszło u pana do zatrzymania akcji serca. Skoro już się pan obudził wykonamy podstawowe badania. Jak się pan czuje? - wyjaśnił lekarz. Zaczął mnie badać, a ja odpowiadałem na zadawane przez nich pytania. Kiedy już dali mi spokój odetchnąłem i spojrzałem w sufit. Usłyszałem jak ktoś wchodzi do sali. Odwróciłem głowę i zobaczyłem Amelię.
- Cześć - powiedziała cicho. Musiałem się wysilić, żeby ją usłyszeć.
- Cieszę się, że przyszłaś - rzekłem ciszej niż ona. Nie sądziłem, że mam taki słaby głos. - Usiądziesz? - zapytałem wskazując na krzesło. Dziewczyna usiadła na samym brzegu jakby się czegoś bała.
- Przepraszam, ja... - powiedziała drżącym głosem.
- Nie masz za co Ami. To wszystko co się stało to nie twoja wina - powiedziałem starając się ją pocieszyć.
- Nieprawda. Gdyby nie moja głupota nie leżałbyś tu teraz. Och, Dawid... - Nie wiem co mnie podkusiło, ale wyciągnąłem rękę, aby złapać ją za dłoń. I to był błąd. Dziewczyna cofnęła rękę i powiedziała ze łzami w oczach
- Przepraszam - Po chwili wybiegła z sali. Westchnąłem zdziwiony. Nie chciałem, żeby płakała. Próbowałem ją tylko pocieszyć. W jej oczach widać było przygniatające ją poczucie winy. Niepotrzebnie się tak zamartwiała. Nie obwiniałem ją o ten wypadek. W ogóle nie przyszło mi do głowy, żeby to zrobić. Amelia była taka krucha, delikatna, urocza, miała bardzo dobre serce. Nie do twarzy jej było ze smutkiem. Miała taki cudowny uśmiech obejmujący oczy. Jej oczy. Miały piękny kształt migdałów o kolorze głębokiej zieleni. Zawsze jak w nie patrzyłem tonąłem w niej, pochłaniała mnie całego. Na dodatek zawsze jak się śmiała były w nich takie cudne iskierki. Zaraz o czym ja myślę. Amelia była, jest i będzie moją przyjaciółką. A nawet gdybym chciał ona na pewno nie czuje do mnie nic więcej. Pomimo tylu przespanych godzin znów ogarnęła mnie senność. Zamknąłem oczy i odpłynąłem w krainę zielonego nieba usianego błyszczącymi gwiazdami.
*Amelia*
Obudziły mnie promienie słońca wpadające przez okno. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się. To nie był mój pokój w hotelu. Po chwili przypomniałam sobie wszystkie zdarzenia z wczorajszego dnia. Samochód, Dawid odpychający mnie, szpital, badania, rozmowa z Majką, mama, Saszan, Dawid bliski śmierci, jego rodzice i ta okropna rozmowa. O ile można to nazwać rozmową. Mogę się założyć, że nawet minuty nie spędziłam z chłopakiem nim uciekłam. Zrobiłam z siebie kompletną idiotkę. Co mną kierowało? Dlaczego tak zareagowałam? Te myśli nie dawały mi spokoju.
- Dzień dobry. Jak się pani czuje? - zapytał lekarz wchodząc do sali.
- Bardzo dobrze. Mogę dzisiaj wyjść? - Miałam nadzieję, że powie "tak". Nie chciałam już dużej tu tkwić. Szpital zawsze powodował u mnie smutek. Ten przygnębiający biały kolor ścian i grobowa cisza w oczekiwaniu na diagnozę, która może zmienić czyjeś życie.
- Tak. Pani wyniki są bardzo dobre. Nie ma pani żadnych poważniejszych ran prócz paru siniaków. Za parę minut przygotujemy wypis.
Ucieszyłam się kiedy to usłyszałam. Po chwili zdałam siebie sprawę, że spałam w ubraniu. Przyłożyłam rękę do ust i chuchnęłam. Mój oddech nie był zachęcający.
- Proszę pana - Zatrzymałam lekarza, który właśnie wychodził z sali. - Gdzie mogłabym się odświeżyć?
Mężczyzna wskazał mi drzwi po lewo. Podziękowałam i zaraz się tam udałam. Kiedy zeszłam z łóżka zobaczyłam, że stoi pod nim jakaś torba. Wyciągnęłam ją i zaczęłam sprawdzać co się w niej znajduje. Szczoteczka do zębów, grzebień, ubranie na zmianę. Byłam pewna, że to moja mama ją przyniosła. Jest taka kochana, pomyślała o wszystkim. Kiedy już się odświeżyłam i przebrałam zadzwoniłam do Saszan. Powiedziałam jej, że dzisiaj wychodzę i żeby po mnie przyjechała. Odłożyłam telefon i usiadłam na łóżku. Zaczęłam rozmyślać co też ze sobą począć. Zostać w Anglii czy wrócić do Polski? Z jednej strony nie mogłam zostawić Dawida w takiej sytuacji, a z drugiej nie byłam nawet w stanie przebywać w tym samym pomieszczeniu co on. Miałam mętlik w głowie. Nie rozumiałam siebie, swoich uczuć, niczego. Po paru minutach w drzwiach ukazała się moja mama.
- Cześć Ami. Gotowa? - spytała biorąc torbę. Kiwnęłam głową i ruszyłam w stronę wyjścia. Przed drzwiami zobaczyłam Saszan rozmawiającą z jakimś nieznanym mi mężczyzną.
- Hej Ami. Pozwól, że ci przedstawię, Igor Pilewicz mój i Dawida menadżer - powiedziała dziewczyna kiedy mnie zobaczyła.
- Miło mi - powiedziałam podając mu rękę.
- Przyszliśmy porozmawiać z Dawidem. Idziesz z nami? - zapytała Saszan. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie chciałam iść do Dawida, ale jak miałam im to powiedzieć?
- Wiecie co, nie mogę teraz. Poza tym pewnie macie ważne rzeczy do obgadania związane z płytą. Nie będę przeszkadzać - powiedziałam wymyśloną na poczekaniu wymówkę.
- Wcale nie będziesz przeszkadzać - zaprzeczyła Saszan. Wysłałam jej groźne spojrzenie. Po chwili stwierdziła, że lepiej będzie jak wrócę do domu i odeszła razem z Igorem. Ja z mamą ruszyłyśmy do hotelu. Po paru minutach znajdowałam się już w pokoju. Mama poszła załatwić coś z obsługą, a ja chciałam się rozpakować. Nagle usłyszałam dźwięk przychodzącego sms-a. Wzięłam telefon do ręki i przeczytałam go. Po chwili upuściłam komórkę, która z brzdękiem uderzyła o podłogę i usiadłam ciężko na ziemi. Ukryłam twarz w dłoniach. Chciałam, zęby to wszystko się skończyło, żebym wreszcie mogła żyć spokojnie i być szczęśliwa. Czy proszę o aż tak wiele? Na pękniętym wyświetlaczu widniała wiadomość od prywatnego numeru "Nie uciekniesz mi tak łatwo. Albo będziesz moja, albo Twoje życie zamieni się w piekło"...
__________________________________________________________________________
Słowniczek :
*
Tachykardia (częstoskurcz) – przyspieszenie akcji serca powyżej 100 uderzeń na minutę. Tachykardia nie zawsze jest objawem choroby serca. Najczęściej akcja serca przyspiesza wskutek zdenerwowania lub wysiłku fizycznego (tachykardia zatokowa).
Hejka kochani i jak wam się podoba nowy rozdział ?
Nowość ! Pod rozdziałami będzie słowniczek.Ponieważ uwielbiam medycynę i piszę z punktu medycznego a nie wszyscy nie będą wiedzieć o czym piszę będzie słowniczek :D
Hej kochani. Dzisiaj prócz Sandry jeszcze ja coś od siebie napiszę. Wiem, że mój styl pisania nie jest idealny i staram się go poprawić. Ale żeby coś poprawić trzeba wiedzieć co. Byłabym wdzięczna gdyby wszyscy co przeczytają ten rozdział SZCZERZE napisali co o nim myślą. Dziękuję za uwagę. Mila J